Odcinek 05 – „Cierpliwość okonia i granice jego zmysłu rejestracji ruchu”
Ryby wód krajowych – okonie (Perca fluviatilis) – esej
Odcinek 05 – „Cierpliwość okonia i granice jego zmysłu rejestracji ruchu”
W dzisiejszym odcinku zaobserwujemy zgoła odmienne zachowania okonia od tych, które na co dzień obserwujemy z naszymi wędkami. Wiemy doskonale, że okonie swoimi najróżniejszymi zmysłami chętnie reagują na zarejestrowany ruch. Nasuwa więc się pytanie – gdzie jest granica możliwości rejestracji ruchu przez okonie? Okazuje się, że w naszych wodach żyją stworzenia, które to już dawno sprawdziły.
Wśród mieszkańców mojego akwarium miały też swój epizod życiowy (ponad dwa lata) małże, a dokładnie był to gatunek: Szczeżuja spłaszczona – Pseudanodonta complanata. Gatunek ten jest dość rzadki i stwierdzono jego powolne zanikanie. W związku z tym, pewien instytut naukowy czyni usilne starania i podejmuje próby rozmnażania tego gatunku w niewoli w celu późniejszej reintrodukcji na terenach, na których małże te występowały. Z powodu specyficznej charakterystyki trybu życia i rozmnażania się tych mięczaków zadanie jest bardzo trudne.
Mocno upraszczając:
Wiosną (około kwietnia) samica składa w swoich workach skrzelowych jaja.
Wczesną jesienią (wrzesień – październik) kończą dojrzewanie larwy (glochidia), larwy te zimują nie opuszczając muszli „matki” aż do wiosny następnego roku (marzec kwiecień). I właśnie wiosną następnego roku larwy opuszczają masowo muszlę, ale żeby przeżyć muszą w ciągu maksymalnie kilku dni znaleźć żywiciela i zdołać się do niego przyczepić (w przeciwnym razie giną). Przyczepione do żywiciela przechodzą przeobrażenie do postaci dorosłego małża (choć jeszcze malutkiego – zaczątek muszelki ma około 150 mikronów średnicy).
W tym momencie okazuje się, że jednym z najlepszych żywicieli pozwalającym larwom tych małży przeobrazić się jest przede wszystkim okoń. Larwy, choć pasożytują na swoim żywicielu, nie robią im większej krzywdy, nie żywią się ani krwią, ani łuską ryb. Korzystają jedynie ze śluzu ryby, którego ryba jest wstanie wyprodukować w odpowiednio większej ilości, oraz korzystają ze względnie bezpiecznego transportu na ciele ryby, co zapewnia im powiększenie zdolności rozmieszczania się w zbiorniku wodnym.
Mając na uwadze powyższe – zostałem poproszony o eksperymentalne zaaklimatyzowanie parki małży otrzymanych z wydziału instytutu (nie pytajcie jak oni rozpoznali ich płeć ) w celu podjęcia próby ich wylęgu i co najtrudniejsze – dzięki moim okoniom próby doprowadzenia do przeobrażenia larw. Oczywiście zgodziłem się z ogromną ochotą i zapałem, choć wiązało się to z wieloma kłopotami – począwszy od konieczności mojej gruntownej edukacji o tym gatunku, skończywszy na kwestiach, żywienia, utrzymania jeszcze bardziej restrykcyjnych parametrów ilości tlenu w wodzie itd, itd….
Za powodzeniem przedsięwzięcia przemawiało kilka zbiegów okoliczności:
– okonie zaaklimatyzowane z jeziora pod Iławą;
– część roślinności zaaklimatyzowana z jeziora pod Iławą;
– woda „zaaklimatyzowana” z jezior pod Iławą.
– małże były pozyskane z jeziora pod Iławą.
No tak, ale nie będę Was już dalej zanudzał niuansami naukowymi. Chcę wam raczej przedstawić ciekawostkę. Po otrzymaniu małży i po długawej, i nudnawej procedurze ich aklimatyzacji, podczas umieszczania ich w akwarium chciałem je początkowo wkopać w podłoże, ale dostałem wyraźne polecenie, żeby luźno położyć je na dnie, więc pomyślałem sobie przerażony: przecież jak tylko taki małż wystawi „nogę” z muszli żeby chociażby „wstać”, to okonie widząc i czując „mięsko” rozszarpią takiego małża na kawałki.
Ale okazuje się, że małże mają opracowany sposób na przetrwanie w obecności okoni. Popatrzmy na serię fotek. Na początku po włożeniu małży przez ponad godzinę właściwie nic się nie działo, ale w końcu małż prawdopodobnie wewnątrz muszli wykonał jakiś ruch, który usłyszał okoń, który nagle żywo się tym zainteresował. Okoń podpłynął do małża i praktycznie znieruchomiał – wyraźnie cierpliwie czekał. Trwało to około 10 minut:
Następnie w ciągu dwóch minut małż baaardzo powoli wystawia kawałeczek nogi. Robi to tak wolno, że osłupiały okoń mimo, ze widzi „mięsko” nie atakuje, bo ani jego linia boczna, ani jego wzrok nie rejestrują ruchu na tyle gwałtownego, który mógłby sprowokować jego atak.
Na fotkach – godzina 13:20.
No przecież tej nogi nie da się nie zauważyć, piękna, biała, mięciutka i zapewne smaczna. Okoń jak zahipnotyzowany: już tyle czasu tkwi w bezruchu, gapi się, ale nie atakuje.
Noga mięczaka jest już skierowana w dół i z wielkim wysiłkiem toruje sobie miejsce w głąb podłoża. Mistrzostwem całej operacji jest fakt, że przy okazji nawet żaden kamyczek nie wykona najmniejszego gwałtowniejszego ruchu:
Pierwszy mikro ruch muszlą z pozycji leżącej w kierunku pionu, to taka przymiarka, czy już noga ma odpowiednie zaparcie w dnie i czy jest gotowa do decydującego manewru. Swoją drogą, musieliśmy wyglądać dość komicznie: okoń mocno zdezorientowany, już tyle czasu gapi się na małża, a ja z przyklejonym nosem do szyby już tyle czasu gapię się na tą niecodzienną „parkę” stworzeń.
Małż w końcu wykonuje gwałtowny manewr: nagle podrywa muszę jednym szybkim ruchem do pozycji pionowej. Okoń w tym momencie dostaje bodziec zarówno wzrokowy jak i zapewne poprzez linię boczną i wykonuje atak, to był w mojej obserwacji natychmiastowy strzał. Niestety dla okonia – nie zdążył i nie trafił w nogę, jego strzał „nadział” się na twardą muszlę… Po tym nieudanym ataku, okoń natychmiast traci zainteresowanie i odpływa, tak jakby wiedział, że już po wszystkim, że już mięczak jest poza jego zasięgiem.
Byłem na siebie zły, że i moją czujność mięczak uśpił i oczywiście zdarzenie zaszło tak błyskawicznie, że nie zdążyłem go sfotografować w odpowiednim momencie.
Na fotkach – godzina 13:53 tuż po zaatakowanym podnoszeniem muszli do pionu.
Po dłuższym odpoczynku jeszcze jeden mocny ruch muszlą wciągający ją głębiej w podłoże, i gotowe. Ten ruch był dość wyraźny, jednak nie wzbudził już najmniejszego zainteresowania okonia. Wszystko wskazuje na to, że okonie doskonale rozpoznają i rozróżniają ruch dający szansę na jedzonko od ruchu w wodzie, którym nie warto się zajmować.
Taktyka „wstawania” wśród okoni drugiego mięczaka była identyczna. Oczywiście identycznie okazała się skuteczna. Okonie pilnowały małża jak zahipnotyzowane. Powolność ruchów mięczaka dezorientowała ryby bardzo skutecznie
Na fotce – drugi małż już bezpieczny wśród nadal osłupiałych pilnujących okoni.
Okonie raczej nie rozkopują podłoża w celu żerowania. Nie są też w stanie pokonać twardych wielkich muszli małży. Może to właśnie też i dlatego te małże tak chętnie żyją w zbiornikach, między innymi wśród okoni. Dla nas ciekawa jest kwestia zmysłów, jakimi okonie kierowały się tak długo i cierpliwie „pilnując” małże. Okonie słyszały ruchy małża w muszli, wyczuwały zapach jedzenia, ale nie uderzyły w odkrytą nogę małża, bo noga poruszała się zbyt wolno. Z drugiej zaś strony w momencie nagłego ruchu muszlą – ze strony okoni następował atak – ale tyko jeden. Skoro pierwszy atak okazywał się nieudany, atakowany obiekt okazywał się twardy i niejadalny – następne nawet gwałtowne ruchy muszli małża już nie były w stanie sprowokować ponownego ataku okonia.
Wnioski – każdy wytrawny wędkarz jak i akwarysta wyciągnie już sobie sam.
Ciąg dalszy nastąpi – niebawem:
Odcinek 06 – „Okonie i ich humorki oraz relacje z innymi współlokatorami – raki i inni”